Do sklepu prosto z cmentarza

Historia nieraz pokazała, że artysta lub „artysta”, w szczególności ten związany z muzyką, największą sławę zdobywa… po śmierci.

Od niemalże 3 lat przebojem rynku muzycznego są albumy Michaela Jacksona. Wszystko zaczęło się po jego śmierci. Dzisiaj jest najlepiej sprzedającym się artystą wszech czasów. Kilka dni po jego odejściu usłyszałem od znajomej takie zdanie: „Widzisz, Jackson nie żyje, a ja całe życie myślałam, że to piłkarz jakiś”. Ta sama osoba jest dzisiaj zagorzałą fanką artysty. Podobnie było z Elvisem Presleyem. Zmarł w 1977 roku, a jego dorobek artystyczny i wizerunek na stałe zapisały się w popkulturze.

W lipcu odeszła Amy Winehouse. Miała 27 lat. W swoim krótkim żywocie nagrała 2 płyty, świetne, ale tylko 2. Po jej śmierci niemalże wszyscy kojarzą jej nazwisko z twórczością – z tymi kilkoma piosenkami. Gdyby jeszcze pół roku temu zadać pytanie: „Kto to jest A. Winehouse?”, większość odpowiedzi brzmiałaby mniej więcej tak: „A kto to?”, „Aaa…, to ta ćpunka”, „Miała w Polsce wystąpić, ale odwołała”.

Zdecydowałem się napisać ten felieton, ponieważ kilka dni temu zmarła Violetta Villas – artystka, której głos zawsze sobie ceniłem. Dzisiaj (19.12.2011) odbył  się pogrzeb gwiazdy, a zainteresowanie jej osobą na rynku muzycznym już wzrosło wielokrotnie. Albumy „pani od ładnych włosów”, „fanatyczki z fochami” lub „tej od psów”, bo tak ludzie reagowali słysząc to nazwisko, będą bestsellerem następnych tygodni lub miesięcy.

Sława czy spokój? – to pytanie dzisiaj jest zbyt równoznaczne z „Życie czy śmierć”. Dobrze, że ludzie poznają twórczość niektórych artystów. Szkoda, że musieli odejść, aby świat sobie o nich przypomniał. Tak już jest. Twórcy często mówią: „Lata mojej świetności już dawno minęły” albo „Najlepsze przede mną” – przed tobą, szkoda tylko, że bez ciebie.

 

Michał Gromada

    

Fejsbukomania

 

Facebook to internetowy gigant. Kto dzisiaj nie ma konta na tym portalu? Z Facebooka możemy dowiedzieć się niemal wszystkiego o wszystkich. Jest to źródło cennych, choć nie zawsze prawdziwych informacji i wielu możliwości. Dzisiaj wszyscy żyją Facebookiem  i  trudno  nam  się  przyznać,  że  to  już

zbiorowe uzależnienie. Większość z nas po włączeniu komputera od razu loguje się na portalu, żeby sprawdzić wiadomości, powiadomienia lub zaproszenia albo dodać post czy też zobaczyć, co piszą inni na swoich tablicach. To smutne, że tego, co słychać u naszych przyjaciół, dowiadujemy się z Internetu zamiast spotkać się i porozmawiać...

Społeczeństwo facebookowe możemy podzielić na kilka grup. Pierwszą z nich są ci, którzy uwielbiają się uzewnętrzniać. Dla nich prawdziwą atrakcją są ‘zmiany statusu’. Każdy znajdzie opcję odpowiednią dla siebie. Szokuje jednak fakt, że młodzi ludzie w ogóle nie cenią sobie prywatności, a ‘status’ zmieniają z prędkością światła. Furorę zrobiły także zaczepki, których używamy, kiedy chcemy zwrócić uwagę osobę, która nam się podoba. Nasi rodzice czy dziadkowie jakoś potrafili się poznać nie w wirtualnym, lecz rzeczywistym świecie, a my mamy z tym   problem.   Istnieje   także   grupa   użytkowników,   która   uwielbia dodawać posty. Gdzie nie spojrzymy – tam ich wpisy. Może po prostu w ten  sposób  dają  oznaki  życia,  bo przecież  ‘jeśli  nie masz fejsa,  to nie istniejesz’.    To    byłoby    wytłumaczenie...    Kolejna    grupa    to    ludzie

‘wszystkolubiący’. Nie wiedziałam, że istnieją ludzie o tak szerokim zakresie upodobań. Chociaż wydaje mi się, że gdyby widoczna była funkcja ‘nie lubię tego’, okazałoby się, że są tak samo bardzo na ‘nie’ jak na ‘tak’.

Dostęp do Facebooka w telefonie to także standard. Logowanie się w przerwach  między  zajęciami  w  szkole  nikogo  nie  dziwi.  Trzeba  być

przecież na bieżąco. Tak więc funkcjonujemy sobie w tym internetowym

świecie:  bez  skrępowania  pokazujemy  siebie,  z  lubością  podglądamy

innych…. Ale zastanówmy się, co tak naprawdę jest naszym priorytetem? Życie wirtualne czy realne?

Katarzyna Skonieczna

 

Minęły lata, zostały wspomnienia

Rozmowa z Tadeuszem Chojnickim – emerytowanym bibliotekarzem, regionalistą, publicystą i społecznikiem


 

W regionie ziemi dobrzyńskiej i mieszkańców miasta Lipna uchodzi Pan za wzór człowieka sumiennego, pracowitego i szlachetnego. Cieszy się Pan dużym autorytetem i dobrą opinią.

Urodził się Pan tuż przed wybuchem II wojny światowej. Tego okresu Pan nie pamięta, ale lata okupacji i tuż po wyzwoleniu?

Urodziłem się w Maliszewie – centrum ziemi dobrzyńskiej. Pochodzę z rodziny rzemieślniczej. Ojciec mój był z zawodu kołodziejem. W kwietniu 1940 roku wraz z rodzicami i bratem zostałem wysiedlony do Jastrzębia koło Lipna. Tam spędziłem dzieciństwo i młodość, zaś dorosłe życie spędziłem w Lipnie. Koszmar okupacji utrwalił mi się na zawsze w pamięci. Pamiętam ucieczkę Niemców w 1945 roku, trupy żołnierzy i wielką gehennę ludności cywilnej. Po wojnie radość z wyzwolenia spod okupantów niemieckich była spontaniczna – organizowane były piękne imprezy taneczne. Odczuwaliśmy wielką radość, ale nie trwała ona długo, bowiem w domu zaczęły się rewizje, ponieważ ojciec był członkiem AK. Szukano broni z okresu okupacji czy przynależności do Armii Krajowej. Wkradła się też bieda.

Pana wykształcenie i zawód?

Po ukończeniu Szkoły Podstawowej w Jastrzębiu kontynuowałem naukę w Liceum Ogólnokształcącym im. Romualda Traugutta w Lipnie, w którym w 1955 roku zdałem maturę. W tymże roku podjąłem pracę w Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej w Lipnie, w której pracowałem do 1990 roku – do chwili przejścia na emeryturę. W pracy zawodowej pracowałem na różnych stanowiskach. Zaczynałem od referenta bibliotek, dalej instruktora, zaś w 1971 roku Prezydium Powiatowej Rady Narodowej w Lipnie mianowało mnie na dyrektora tej placówki.

Skąd Pana miłość do książek?

Mówi się, że miłość do książek ma się we krwi. Nasza znakomita pisarka Maria Dąbrowska mówiła: „Książki i możność czytania to jeden z największych cudów ludzkiej cywilizacji”. Po wojnie ojciec mój, Henryk Chojnicki, posiadając wykształcenie szkoły powszechnej i zawodowej, nauczał pisania i czytania analfabetów, których we wsi było bardzo wielu. W długie wieczory zimowe przy świetle lampy naftowej w naszym mieszkaniu odbywały się głośne czytania książek. Były to książki znanych klasyków m.in. Kraszewskiego, Sienkiewicza, Prusa, Mickiewicza, Konopnickiej czy Orzeszkowej. Nie było radia. Słuchałem czytanych książek namiętnie. W 1948 roku na dożynkach gminnych w Jastrzębiu wręczono ojcu 300 egzemplarzy książek, które stały się zalążkiem późniejszej Biblioteki Publicznej w Jastrzębiu, a przez okres 2 lat były one w naszym mieszkaniu. Książki były o różnej tematyce, których treści nie zawsze rozumiałem. Nawyk czytania pozostał mi do dnia dzisiejszego. Lekturze poświęcam dziennie od 2 do 3 godzin.

W 2011 roku Miejska Biblioteka Publiczna obchodziła 65-lecie istnienia. Jak Pan wspomina okres pracy w tej placówce?

Po latach pracy uważam, że praca w bibliotece jest służbą na rzecz społeczeństwa. Biblioteki, a szczególnie biblioteki publiczne, które są uniwersalne służą ludzkości. Z bibliotek korzystają czytelnicy bez względu na wiek, płeć, zawód, wykształcenie. Korzystają z nich dzieci i starsi, rolnicy, rzemieślnicy, uczniowie, studenci, naukowcy. Zawarta wiedza w zbiorach bibliotecznych zawsze ma służyć rozwojowi nauki, cywilizacji ludzkości.

Jakie są najważniejsze osiągnięcia lipnowskiej biblioteki na przestrzeni minionych lat jak i Pana osobiste?

Na przestrzeni lat biblioteki zawsze współpracowały z placówkami oświatowo-kulturalnymi: szkołami, domami kultury, świetlicami, klubami, stowarzyszeniami naukowymi i kulturalnymi oraz różnymi organizacjami społecznymi. Do największych osiągnięć bibliotek zaliczam: powstanie przy Powiatowej i Miejskiej Bibliotece Publicznej Towarzystwa Miłośników Ziemi Dobrzyńskiej w 1959 roku, utworzenie Lipnowskiej Grupy Literackiej, której byłem inicjatorem i organizatorem w 1989 roku, która prężnie działa do dnia dzisiejszego, zdobycie I miejsca i nagrody w postaci samochodu marki „Nysa” w Ogólnopolskim Konkursie Czytelniczym pod hasłem „Złoty Kłos dla twórcy, Srebrne dla czytelników” – byłem laureatem Srebrnych Kłosów, a w nagrodę otrzymałem dwutygodniową wycieczkę na Węgry. Biblioteka była siedzibą redakcji Gazety Lipnowskiej w latach 1989-2005, pisma społeczno-kulturalnego Towarzystwa Miłośników Ziemi Dobrzyńskiej – wydano 52 numery tego pisma, w redakcji pełniłem funkcję sekretarza. Organizowałem liczne spotkania z literatami, aktorami, dziennikarzami oraz z „ciekawymi” ludźmi.

Które z tych spotkań najbardziej utkwiło w Pana pamięci?

Najbardziej pamiętam spotkanie w 1957 roku z Melchiorem Wańkowiczem – mistrzem reportażu. Na sali było ponad 500 osób. Pamiętam też ciekawe spotkanie w 1959 roku z Władysławem Broniewskim, w którym udział wzięło również ponad 500 osób. Mile też wspominam spotkania autorskie z Wojciechem Żukrowskim, Stanisławem Goszczurnym, Ernestem Bryllem, Ryszardem Wójcikiem, Tonym Halikiem, Bronisławem Dostatnim, naszym lipnowianinem Henrykiem Czarneckim – pisarzem, autorem słuchowisk radiowych i scenarzystą takich produkcji, jak „Daleko od szosy” czy „Profesor na drodze”. Ta druga została nagrodzona w Hollywood. Zorganizowałem z nim ponad 50 spotkań. Każde z nich prowadził w inny sposób. Podziwiałem jego piękną mowę polską. Jest już trochę zapomniany – a szkoda! Pamiętam spotkania dla dzieci z Wandą Chotomską, Joanną Papuzińską, Adamem Słodowym – autorem cyklu telewizyjnego „Zrób to sam”. Z sentymentem też wspominam spotkania z Jadwigą Jałowiec i członkami Lipnowskiej Grupy Literackiej. Nie zapomnę serii spotkań z Janem Himilsbachem. Jedno z nich rozpoczął słowami w stylu charakterystycznym dla niego: „Jak to jest, że mój ojciec był Niemcem, matka z Rosji, a ja kurwa Polak jestem” (śmiech). Były to dla mnie ogromne przeżycia, jak i dla czytelników.

A przygoda z telewizją?

W 1964 roku występowałem na żywo w TVP1 w programie „Panorama Literacka”, którą prowadził Andrzej Drawicz. Udział wzięli też m. in. pisarz Jan Gerhard, dziennikarka Zofia Drożdż-Satanowska. Drugi raz pojawiłem się na ekranach dwa lata później, kiedy to było nagranie o wsi Jastrzębie z moim udziałem.

Pana porażki w pracy zawodowej?

Zawsze w pracy znajdą się rzeczy niechciane, rzeczy czasami zawinione lub niezawinione. Do porażek zaliczam: likwidację wielu placówek bibliotecznych na terenie naszego powiatu, spadek czytelnictwa, jak również ilość napływu nowości wydawniczych do bibliotek, ale ten problem dotyczy całego kraju i świata, gdyż telewizja i komputer wypychają literaturę z życia codziennego.

Jak Pan widzi przyszłość bibliotek?

Cieszę się bardzo, że biblioteki zmieniają się w nowoczesne miejsca dostępu do kultury, wiedzy i nowych mediów oraz stają się zwyczajnymi ośrodkami życia społecznego wsi, gminy, miasta, regionu, „małych ojczyzn”.

Jak Pan widzi przyszłość kultury regionalnej?

Po okresie stagnacji w rozwoju kultury w latach 90. widzę w XXI wieku ogromny rozkwit. W zjednoczonej Europie naród polski wykazuje wielką prężność do rozwoju naszej tożsamości, kultury narodowej, zachowania obyczajów, zabytków itp. Tylko na przykładzie naszego miasta i powiatu widzę ogromne pozytywne zmiany. Korzystanie z pomocy środków finansowych Unii Europejskiej, okres remontów wielu zabytkowych budowli, tworzenia i rozbudowywania kół gospodyń wiejskich, ochotniczych straży pożarnych. Powstają zespoły artystyczne. Ambicją każdej gminy jest organizacja i utrzymanie orkiestr dętych. Powstają nowe stowarzyszenia, np. Stowarzyszenie Gmin Ziemi Dobrzyńskiej, Uniwersytet Trzeciego Wieku czy Lipnowskie Towarzystwo Kulturalne im. Poli Negri, które jest organizatorem Przeglądu Twórczości Filmowej „Pola i inni”. Przegląd ten sławi nie tylko naszą rodaczkę, ale i miasto Lipno w Polsce, Europie i na świecie. Chwała za to członkom Towarzystwa, szczególnie pani Dorocie Łańcuckiej czy pani Wandzie Mróz. Cieszę się, że Towarzystwo włącza do prac organizacyjnych i występów liczną grupę młodzieży. Młodzież pod kierunkiem nauczycieli bierze udział w licznych konkursach tematycznych, przeglądach.

Za pracę zawodową i społeczną był Pan wielokrotnie odznaczany i wyróżniany. Jakie to były wyróżnienia?

Będę nieskromny, ale byłem wielokrotnie odznaczany i nagradzany. Wymienię tylko kilka odznaczeń: Brązowy i Złoty Krzyż Zasługi, Medal 30-lecia i 40-lecia PRL-u, odznaka „Zasłużony Działacz Kultury”, Honorowa Odznaka Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich, medal i tytuł „Zasłużony Obywatel Miasta Lipna”, Nagroda im. Adama Adamandego Kochańskiego. Te dwa ostatnie wyróżnienia cenię sobie bardzo wysoko, gdyż są to największe wyróżnienia regionalne miasta Lipna i ziemi dobrzyńskiej. Czuję, że zostałem doceniony przez społeczność tej ziemi.

Zakończyliśmy 2011 rok. Jakie ma Pan marzenia i plany na nowy 2012 rok?

Marzeń jest dużo. Marzyć powinien każdy człowiek. Pragnę, żeby zapanował pokój na całym świecie, żeby nam żyło się lepiej, w dostatku, żeby nasza polska młodzież, która jest dość dobrze wykształcona, przygotowana do zawodu, znalazła pracę. A moje plany na nadchodzący rok to opracowanie i wydanie publikacji pt. „Honorowi i zasłużeni obywatele miasta Lipna”, zorganizowanie uroczystości i odsłonięcie tablicy pamiątkowej w Maliszewie poświęconej Jerzemu Starzyńskiemu – ziemianinowi, bohaterowi narodowemu, zamordowanemu w bestialski sposób przez bolszewików w 1920 roku. Społeczność, w której mieszkał, posiadał majątek ziemski, już dzisiaj o nim nie pamięta. Chcę też „ożywić” działalność Towarzystwa Miłośników Ziemi Dobrzyńskiej i wznowić wydawanie Gazety Lipnowskiej, opracować i wydać własne pamiętniki. Pragnę również zobaczyć Stadion Narodowy w Warszawie i dokładnie zwiedzić Muzeum Powstania Warszawskiego.

Czego Panu życzyć?
Zdrowia, zdrowia i jeszcze raz zdrowia. Szanuje się zdrowie, kiedy już je się traci – nie starcza sił na wiele spraw, a w życiu zawsze jest coś do zrobienia.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Z Tadeuszem Chojnickim rozmawiał Michał Gromada

                                                   

Powrót